piątek, 1 czerwca 2012

Są dni, kiedy budzę się z nadzieją, że wszystko, co ostatnio zaszło, to tylko sen. Jestem Śpiącą Królewną, a koszmar, jaki przeżywam, lada moment się rozwieje i będę mogła poślubić ukochanego księcia, a potem żyć z nim długo i szczęśliwie. Tymczasem nic w mojej najbliższej przyszłości nie zapowiada szczęśliwego zakończenia. 


Kochane Motylki.
Przykro mi to mówić ale kończę całe moje ,,motylkowianie" bo nie ma ono najmniejszego sensu. Mam zbyt słabą wolę, co rusz ulegam pokusom. Nie mam motywacji. Może i blog nie miał miliona czytelników, ale wiem że były osoby które chętnie na niego zaglądały. Przepraszam Was.


Wierzę też, że w końcu osiągniecie Wasze cele, że wszystkie Wasze marzenia spełnią się, jeżeli będziecie wystarczająco mocno w nie wierzyć.


Prowadzenie bloga było dla mnie wspaniałą przygodą. Cieszyłam się że są osoby które chętnie czytały o moich różnym problemach i takich tam. Przepraszam za brak przecinków, tam, gdzie powinny one być. Nie usunę bloga, bo pewnie kiedyś do niego wrócę. Na razie chyba priorytetem powinno być dla mnie ogarnięcie spraw osobistych. 


Ostatnie miesiące były dla mnie pasmem porażek. Od kiedy Stanisław zaczął chodzić z tą swoją, a potem zaczęliśmy pisać, a potem jak spędziliśmy razem tamtą imprezę 31 marca. A potem jak zerwał znajomość ze mną. 
Od tamtego dnia, czyli 2 kwietnia codziennie udowadnia mi, że jestem dla niego nikim. Wie, że ma nade mną absolutną władzę. I wie, że ja wiem. Jestem od niego uzależniona. Kocham go, a ta miłość pozbawia mnie resztek siły do życia. Nie potrafię się starać. Jestem jak zużyta chusteczka do nosa. Może kiedyś jeszcze mu się przydam, kiedy będzie miał straszny katar, a w pobliżu nie będzie żadnych czystych chusteczek. Może przypomni sobie kiedyś o mnie. O dziewczynie która obdarzyła go tak niesamowicie silnym uczuciem. I nie wiem czy to nawet jeszcze może podchodzić pod miłość, czy też jakieś 'zakochanie'.
To, co do niego mam jest..no tego nie da się powiedzieć. Nawet mi, tym razem, brakuje słów. 
I czasem zastanawiam się dlaczego. Wydaje się taki..przeciętny. Zwykły.. Jest inteligentny, ale bez przesady, zabawny..czasem..raczej trzyma się swoich kolegów..nieśmiały..boi się horrorów..zamknięty w sobie. Trudno go zrozumieć, wiele osób kwestionuje jego urodę. Częściej gra, niż jest sobą. Więc dlaczego go kocham?
Nie wiem. Nie wytłumaczę tego.. może to siła jego charakteru..specyficznej osobowości, może ma w sobie to nieokreślone coś, co czyni go wartym mnie. Może nie jest ideałem, ale wiem, że jest idealny dla mnie. Chociaż zupełnie się różnimy, co innego nas interesuje..nawet nasze znaki zodiaku nie pasują do siebie. Nie wiem, co w nim widzę, ale widzę to bardzo mocno.
Kiedy zaczęliśmy się..przyjaźnić. Kiedy pisaliśmy czasem do 4 nad ranem.Albo jak trzymaliśmy się za ręce i przytulaliśmy się. Wtedy po prostu wiedziałam, że w końcu wszystko jest na swoim miejscu. 
Może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy zacznę budować swój świat od nowa. 
Ale to jeszcze nie dziś.


Żegnajcie. 

środa, 2 maja 2012

Dzisiaj trochę Panu J, bo pewnie zastanawiacie się kto to taki ^^
Cóż, rok starszy, koziorożec, blond włosy niebieskie oczy ma jakieś 175 cm wzrostu, więc wyższy.Śliczny.Laski rzucają mu się na szyję jak pchły pod obrożę. Słucha rapu, jest fanem Realu, gra w naszej lokalnej drużynie piłki nożnej, gwaizdorzy na boisku, nie myśli nad tym co mówi, pije, pali, ląduje na komisariacie przynajmniej raz na miesiąc, raczej lubiany ale ma wrogów bo się 'wozi'. Nadal kocha swoją byłą (będzie rok jak się rozstali)
Mój przyjaciel.

Dzisiaj cóż. Tzn jeszcze wczoraj cóż. No i przedwczoraj.
Tak więc. Poniedziałek- jakieś 13km rowerem, w pełnym słońcu.
Wczoraj-rodzinny sweet wypadzik do parku dinozaurów i dyskoteka. Przetańczyłam caaałą. Ah, niestrudzona ja.
Dzisiaj wstałam o 10, zjadłam sobie rosołek i chipsy (będzie 734687698736 kcal) i zrobiłam 100 brzuszków. Teraz lecę do sklepu zastąpić mamę. Potem rower :)
Trzymajcie się }|{

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Poniedziałek.

Wspaniały, piękny, poniedziałkowy poranek. Na szczęście nie mamy lekcji. Pisanie bloga= w moim przypadku, katastrofa. Przepraszam.
Nie wiem czy ktoś w ogóle to czyta.
W każdym razie, przepraszam Was, a może samą siebie.
W sumie to i tak nie mam o czym pisać. W końcu ile można opowiadać o Panu S. , diecie, której, tak na dobrą sprawę brak, czy innych nudnych rzeczach.
Hm, jednak muszę przyznać, że wczorajszy dzień należał do ciekawych.
Pan J. , pamiętacie go? Tak więc Pan J. zaprosił mnie wczoraj na mecz. Ogarnęłam się, obdzwoniłam 786487926 koleżanek, ale niestety, żadna nie miała czasu. Cóż, trudno, pierdolę, idę sama!
No nic, wystroiłam się, wzięłam kasę, idę. Tzn jadę. Wujek mnie podwiózł. Okej, jestem na meczu, świetnie się bawię(nie), wiem kto wygrywa(nie), ogólnie ogarniam po co ci ludzie biegają po boisku (nie), wiem co to spalony(tak).Po jakimś czasie dołączyła się do mnie koleżanka, bo znalazła czas for me. Hm, dowiedziałam się że Pan J. na boisku przypomina Ronaldo :D W sumie, to nawet racja- identyczne pozy.
W każdym razie strzelił jednego gola :) Ale i tak przejebali 1:8.
Co ja robię, piszę o meczu.
Dobra, więc tak. Załatwiłyśmy z kumpelą bro, wypiłyśmy po jednym w pełnym słońcu (nie-na-wi-dzę mojej słabej głowy) no i tak jakoś zgadaliśmy się z Panem J, że idziemy do mojego własnego prywatnego sklepu po fajki. No więc poszliśmy, wracamy (z 4 km zrobiliśmy). Biedy Pan J. musiał nieść moją torebkę. Cóż, 6 piw trochę waży.
Dobra, siedzimy na ławce, gadamy, bawimy się. W sumie, to we dwoje, bo kumpela odleciała ;] Jakiś czas później poszła na stronę, a my



TERAZ BĘDZIE DOBRE!


zaczęliśmy się całować. Lol.
Potem jeszcze raz, jak odprowadziliśmy koleżankę, na pożegnanie.
Komentarze pozostawię Wam :)

środa, 4 kwietnia 2012

Środa.

OMG, OMG, OMG, poszłam na jogging, muszę to opisać na blogu!
Spociłam się jak świnia, większość czasu szłam, robiłam przerwy co 30s, ale jogging to jogging.
Cóż. Wstałam późno, zżarłam chipsy, jedno kinder bueno, zupkę chińską na sucho i bułkę z dżemem. Niestety próba zwymiotowania tego szajsu zakończyła się niepowodzeniem. Wypiłam 2 szklanki senesu, trochę ćwiczyłam. Dzień spędziłam więc na opierdalaniu się i żarciu.
Przyszły moje conversy.
Związek D i S znowu kwitnie, a Pan S. twardo upiera się że kocha D. Nie wtrącam się więcej. Skoro on jest szczęśliwy, to ja też powinnam być.
Wyglądam jak świnia. Pewnie dlatego mnie nie chce. A jeszcze rok temu tak dobrze mi szło. Miałam kontrolę, znałam swoje cele..potrafiłam się pohamować. Byłam taka szczęśliwa, kiedy odmawiałam sobie jedzenia. Taka silna.
Gdy człowiek koncentruje się na jedzeniu inne rzeczy stają się nieważne. Prawdziwy motylek nie przyjmuje się ocenami, rodzicami, uczuciami. Ma swój świat. Ja kolejny raz muszę zacząć budować mój świat.75346587326587628 raz i pewnie nie ostatni. Wszyscy to wiemy. Pan S. znowu poczuje chęć powrotu, a ja chętnie i ochoczo zburzę wszystkie mury, które uda mi się zbudować. Niestety, tak już musi być. Osoba którą kocham może w jednej chwili wtargnąć do mojego życia, a kilka dni później po prostu sobie wyjść. A ja na to pozwalam. Dlaczego? Ah, no tak, zapomniałabym!Przecież go kocham.
Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.

Wtorek.

 Brakuje mi pisania.Chyba potrzebuję tego. Zawsze wtedy łatwiej, lżej trochę. Mimo iż mam masę przyjaciółek którym mogę się wygadać, to chyba jednak mówienie o tym mojemu internetowemu pamiętnikowi bardziej pomaga.
 Marzec był miesiącem rozpoczętym i zakończonym absolutnie idealnie. Drugiego dnia marca przeszłam się za rękę z S. To co się działo ostatniego dnia marca niestety musi być przeze mnie zapomniane. Tak ustaliliśmy.
Ja i on.
31 marca. Ten dzień zapamiętam na bardzo długo, mimo iż oficjalnie wymazałam go z mojej pamięci.Wracanie do tego po raz kolejny, sprawia mi okropny ból. Ale pragnę z całego serca zachować każdy szczegół tego dnia w mojej pamięci.Dlatego też opiszę go. Nie opowiem Wam o nim jednak tylko prawdy. Zabarwię go moimi wszystkimi uczuciami. Opowiem go takim, jakim go zapamiętałam.

Wstałam..cóż. Rano. Jeszcze poprzedniej nocy nałożyłam na włosy mnóstwo odżywki. Po przebudzeniu od razu zaczęłam starać się o to, by wyglądać wręcz idealnie. Pomalowałam paznokcie na lazurowy odcień niebieskiego, umyłam włosy, wykąpałam się. Wylałam na siebie mój ulubiony perfum ,,Playboy-lovely", zrobiłam maseczkę, włączyłam muzykę. Zrelaksowałam się. Wyprostowałam włosy i sprawiłam sobie delikatny, lecz dopracowany w każdym calu makijaż. Ubrałam się w miliard warstw czarnych ubrań, ponieważ w nocy miało być zimno. Wyglądałam perfekcyjnie.
Spakowałam ubrania, bo miałam spać u koleżanki. Zjadłam jajecznicę z ogromną ilością masła. Wiadomo- trik by wolniej się upić. Jedzenie i tłuszcz. Nawet nie żałowałam.
Do Dagi podwiózł mnie tata. Włączyłyśmy telewizję i oglądałyśmy kanały muzyczne.

Właściwie.. byliśmy wtedy z S. w stosunkach..hm, koleżeńskich. Raz po szkole poszliśmy na papierosa, oczywiście w towarzystwie przyjaciół. Sporadycznie mówiliśmy sobie ,,hej". Zdarzyło nam się pogadać. Niestety on miał dziewczynę. I nadal ją ma. Miał ją również podczas trwania naszej szalonej imprezki.

Planowaliśmy ją od tygodnia. Plac zabaw, picie, palenie. Cóż, bycie szesnastolatkiem ma swoje specyfiki.Cieszyłam się na nią jak dziecko.

Anomalie pogodowe tego dnia wręcz przerażały. Deszcz, grad i śnieg. Wszystko co najlepsze. Błagałam los żeby impreza się odbyła. Przez cały dzień smsowaliśmy z S. ogólnie o imprezie i o tym czy się odbędzie.

Tak więc w końcu dostałam wiadomość że są już blisko. On i jego przyjaciel.
Byliśmy już w komplecie, w salonie u dziadków Dagi, u których miałyśmy spać. Podałeś mi rękę na powitanie. Zerkaliśmy na siebie. Wyszliśmy. Na miejscu dałeś mi 10zł, jednoznacznie mianując skarbnikiem. Cóż. Zebrało się sporo kasy. W sumie wyszło nam 17 piw i paczka fajek. Plus reszta.
Imprezę czas zacząć.
Wszyscy byli po papierosie i piwie, kiedy ja zaczynałam moje pierwsze. W trakcie przyjaciel S. zaczął opowiadać jakiś miejscowy horror. S. cały czas mu przerywał. Jakie to urocze. Pamiętam że najpierw cały czas się do niego przybliżałam, potem w końcu siedziałam dokładnie obok miejsca, w którym on stał. On był już trochę wstawiony, ja natomiast cały czas trzeźwa (żarcie dało efekty) Jakoś tak zapytałam czy mogę położyć głowę na jego ramieniu. Zgodził się. Czułam jego twarz przy mojej. Oparł głowę o moją. Potem wzięliśmy się za ręce. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Wiedziałam że jest mu zimno. Wstałam i objęłam go. Chciałam żeby było mu ciepło. Wszyscy przecież wiemy jak go kocham. W końcu usiedliśmy na ławkę. Obejmując mnie palił papierosa. Pozwalał mi się do siebie przytulić. W końcu założyłam nogi na jego nogę. Trzymaliśmy się za ręce i piliśmy piwo w puszce. To było...jak zapłata za całe moje cierpienie, którego doświadczyłam, przez jego związek. Było nam razem tak..idealnie. Nasze twarze były tak blisko siebie. Niczego nie brakowało mi już do szczęścia. Zaproponowałam mu spacer. Dokończył papierosa i poszliśmy. Było sporo zamieszania o to, po której stronie mam iść. Było mu naprawdę zimno, mnie zresztą też. Przeszliśmy przez las i usiedliśmy na ławce przy ulicy. W sumie to na oparciu ławki. I nie mówiliśmy nic. Milczenie z S. było właśnie tym, czego najbardziej potrzebowałam. Patrzeliśmy na półksiężyc i padający śnieg. Jeden płatek osiadł na moim rękawie, a on tak uroczo go strzepnął. Mówiliśmy coś, sporadycznie. Ustaliliśmy, że będziemy machać do przejeżdżających samochodów, jednak nie byliśmy konsekwentni. Tak łatwo zapomnieliśmy. Patrzeliśmy się sobie w oczy i rozmawialiśmy o przyszłości.Pochwalił mój zapach. Powiedziałam że chcę być milionerką. On uznał, że zamieszka ze mną i będzie darmozjadem. Zgodziłam się. Gdy zeszliśmy na temat marzeń, półgłosem uświadomiłam mu, że marzenie musi być nierealne. Wówczas, kiedy się do niego dojdzie, wszystkim, którzy w nie nie wierzyli, opadnie szczęka. Do marzeń należy dążyć. Swoim marzeniom trzeba poświęcić całe życie. Musieliśmy wracać, jednak nasi koledzy nas wyprzedzili. Oboje poszliśmy na stronę :]
Gdy wróciłam machinalnie usiadłam obok i przyjęliśmy najwspanialszą pozycję, w jakiej kiedykolwiek sie znajdowałam. Moje nogi były przewieszone przez jego, jedna ręka dotykała jego karku, a druga była spleciona z jego palcami. S obejmował mnie. Dotykał moich włosów, pieścił twarz. Nasze czoła i nocy stykały się. Gdy tak siedzieliśmy czułam, że czas sie zatrzymał. Że nie istnieje nic poza mną i nim. Nie odczuwałam zimna, nie docierały do mnie rozmowy prowadzone przez naszych przyjaciół. Byliśmy tylko ja i on w moim idealnym świecie. Czy rozmawialiśmy? Nie, raczej nie. Powiedziałam mu, że ma strasznie gęste włosy. Dowiedziałam się, że codziennie musi je układać i chce je ściąć. Dostał jasny sprzeciw. Pochwaliłam jego brwi i ogromne oczy. Powiedział że moje też są ładne, takie delikatne. Było tak cudownie być tak blisko niego. Tak..no po prostu perfekcyjnie. To było takie słodkie jak kładł twarz na moim ramieniu,  albo jak rozpiął mi kurtkę, pogładził po obojczykach i dotykał karku i pleców.
Boże.
Odprowadził mnie za rękę pod dom. W międzyczasie dzwonił po tatę. Niestety nie było buzi. Skończyliśmy na uścisku i ,,dobranoc". Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie aż do końca następnego dnia.
Napisał że przeprasza, zachował się nie fair wobec tej swojej, że żałuje, że mu głupio. Powiedziałam że nie ma sprawy, możemy o tym zapomnieć. W końcu doszło do tego że oficjalnie zerwaliśmy naszą znajomość, bo tak będzie przecież lepiej dla jego ,,związku". Genialnie.
Nie poszłam do szkoły, bo po co.
Dadze powiedział, że kocha tę swoją, że to nie jest zauroczenie. Cóż.
Cóż, o ile mi wiadomo, nie zdradza się osoby, którą się kocha. Ale może w jego świecie jest inaczej.

wtorek, 6 marca 2012

Poniedziałek./Wtorek, bo równo 00:00

Cóż.
Wiem, że piszę średnio na jeża.Moje sprawy osobiste stały się już tak bolesne, że chyba nie dałabym rady bez moich tradycyjnych metod radzenia sobie z bólem psychicznym.
Nic szczególnego, mam tylko kilka czerwonych kresek na kościach biodrowych (bo nikt nie widzi!)
Piszę tę historię już setny raz, i nadal nie mogę w nią uwierzyć.
Takie dni, jak zeszły piątek, drugiego marca, istnieją tylko dlatego, że niektórzy ludzie wierzą w magię.
Ja wierzę.
Mieliśmy występy w szkole. Miałam dobry nastrój, więc nawet się do Ciebie uśmiechnęłam.
Nie żałowałam tego.Kocham Cię.
Wieczorem piliśmy sobie w lasku koło cmentarza, ze znajomymi.Nikt nie wie, jak to się stało.
Nie żałowałam tego. Kocham Cię.
Bawiliśmy się dymem papierosowym. Z ust do ust, czy coś w tym stylu. Mogłam poczuć Twoje wargi na moich.
Nie żałowałam tego. Kocham Cię.
Powiedziałeś, że zimno Ci w ręce. Mi też było zimno. Złapaliśmy się za nie i zacząłeś grzać moje.
Nie żałowałam tego. Kocham Cię.
Z tyłu szła D. Puściliśmy się. Chłopaki chcieli Cię do niej zaciągnąć, ale wolałeś być ze mną. Wróciłeś.
Nie żałowałam tego. Kocham Cię.
Poszliśmy odprowadzić naszą koleżankę razem z grupką kolegów. Szliśmy przed nimi trzymając się za ręce. Powiedziałeś że głupio wyszło z D. Nie kłamałeś. Nie mogłeś kłamać.
Nie żałowałam tego, Kocham Cię.
Zapytałeś, czy noszę pierścionki, powiedziałeś że nie lubisz horrorów, bo potem przez 7 dni boisz się chodzić sam do łazienki.
Nie żałowałam tego, Kocham Cię.
Wybraliśmy polną nieoświetloną drogę, kiedy reszta poszła szosą. Nadal trzymaliśmy się za ręce. To było takie piękne.Jak nasz mały raj, w samym środku piekła.
Nie żałowałam tego, Kocham Cię.
Złożyłam Ci zaległe życzenia urodzinowe. Rozmawialiśmy. Patrzyliśmy na księżyc, lekko oświetlający wszystko dookoła. Nie czułam chłodu. W końcu czułam ten błogi stan, który był mi pisany. Doszłam do wniosku, że moje miejsce jest przy Tobie.
Nie żałowałam tego.Kocham Cię.
Na pożegnanie zaproponowałam przytulenie. I w końcu, pierwszy raz powiedziałeś mi ,,tak".
Pierwszy i ostatni raz.
Ale nie żałowałam tego. Kocham Cię.
Mocno przytulasz. W końcu poczułam co to znaczy żyć.
Nie żałowałam tego. Kocham Cię.

Kocham Cię, Kocha, wciąż Cię kocham, kurwa i nie znam już innych słów.

Ale nie żałuję tego. Mimo że nadal jesteś z nią. Mimo że masz mnie gdzieś. Mimo że jestem dla Ciebie nikim.
Ale nie żałuję niczego w moim życiu.
Nigdy, niczego.
Teraz to boli, ale wtedy byłam szczęśliwa. I to właśnie się liczy, Ten błogostan którego doznałam, nieporównywalny z niczym innym.
Przynajmniej teraz wiem, gdzie jest moje miejsce. Chociaż już nigdy nie będzie mi dane być w tym miejscu.

Dawno temu Księżyca Blask uśmiechnął się do naszych snów.
I nie żałuję tego, bo Cię kocham.

http://www.youtube.com/watch?v=QA4bn_cKiS4

poniedziałek, 20 lutego 2012

Poniedziałek.

Wstałam o 8:15, oczywiście spóźniona. Trochę się ogarnęłam, zjadłam 3/4 dużego jabłka i sałatę. Poszłam na próbę do szkoły. Super, szkoła w ferie.
Udało mi się ignorować S.
Chyba nic już do niego nie czuję. Ta cała akcja z nim to była jakaś pomyłka. Stracony czas. Całe szczęście wyszłam z tego cała i zdrowa, bez żadnych ran otwartych.Oczywiście nadal czuję, jakby mi ktoś zabrał kawałek duszy, ale nie pamiętam już kto. Nie chcę pamiętać. Chcę jak najszybciej skończyć szkołę i znajomość z S.
Śnieg powoli topnieje. W powietrzu czuć już zapach wiosny.
Wróciłam do domu przed 11:30, od razu zjadłam banana i resztę sałaty ze śniadania.
Mogłabym w końcu ogarnąć pokój.
Wczoraj nie przekroczyłam limitu 500kcal i dzisiaj też tego nie zrobię.
Powinnam dzisiaj zrobić 1400brzuszków, bo wczoraj było tylko 600.
No dobra, zobaczymy.

niedziela, 19 lutego 2012

Niedziela.



tumblr_lhk8ldLrud1qagi40_large.png
Prześlicznie.
Po tym jak w kilka tygodni wróciła mi waga sprzed roku (60kg) przyda mi się w końcu odrobina dyscypliny.
Jestem po nieprzespanej nocy. Oglądałam ,,pamiętniki z wakacji" o 8 był kościół, a o wpół do dziesiątej śniadanie: czerwona herbata, duże jabłko (90) i sałata lodowa (mniej niż 10).
Razem prawie 100 kalorii na 500 możliwych. Postaram się zjeść jak najmniej obiadu. Co raczej nie będzie trudne, bo w najgorszym wypadku będę zmuszona do ziemniaków i surówki, jako że w naszym domu, niedzielne obiady składają się z mięsa i zapychaczy.
Nie jem mięsa.
Zrobiłam 70 brzuszków. Mam ambicje na 1000 dziennie. Myślę, że dałabym radę, bo w robieniu brzuszków mogę się nazwać mistrzynią. Do tego codziennie rozciąganie i w miarę ocieplenia się na dworze rower i bieganie. Postaram się jak najczęściej wychodzić na dwór po posiłkach. Chociaż na pół godziny, ale zawsze.
Tym razem się nie poddam.
Pamiętam, jak rok temu pisałam, że moim marzeniem jest czerwone bikini. Teraz jest nim raczej możliwość posiadania STYLU. Takiego jak dziewczyny z serialu ,,skins". Będę chodziła w szalonych kolorowych ciuszkach, doskonale leżących i wyrażających mnie.
To będzie takie urocze.
Cele:

  • 55
  • 52
  • 49
  • 45
  • 40
  • 38
Urocze.
Zdecydowanie urocze.
septagonstudios:

Ladislav Hubert
Trzymajcie kciuki.

czwartek, 9 lutego 2012

Czwartek.

Tak wiem. Nie pisałam przez długi czas. Nie starałam się.Jestem kiepskim motylkiem, o ile w ogóle mogę się jeszcze tak nazwać. Przestałam ćwiczyć. Przestałam przestrzegać diety.
Nie radze już sobie.
Staram się nie myśleć o tym, że mój były przyjaciel jest w związku z pierwszoklasistką.
Buziaczki i ich opisach powodują u mnie zawroty głowy i chwilowe mroczki przed oczami.
Ale nie życzę im źle. Skoro S. jest szczęśliwy, chyba nie mogę mieć mu tego za złe. Ja pozbieram się jak zwykle. Przyzwyczaiłam się już do tego że zawsze muszę się zbierać. Tak będzie i tym razem. Miesiąc, dwa i po krzyku.
Przeszłam na wege. Od dzisiaj jem tylko owoce i warzywa.
Wiecie, że mięsko, to kiedyś były zwierzęta?
Nie wolno jeść istot, które mają oczy i duszę.
Postanowiłam biegać. Oczywiście nie teraz, bo zima w pełni. Ale wraz z nadejściem wiosny. Nie żeby schudnąć, tylko żeby móc przebiec 8 km bez zatrzymania, szybkim tempem i z równym oddechem.
Uznałam, że muszę mieć jakieś hobby, bo właściwie żadnego nie mam. A ,,wszystko po trochu" się nie liczy.
Przez ostatni tydzień byłam chora, mam masę sprawdzianów do napisania. Nie mogę śpiewać, bo męczy mnie kaszel. Całe szczęście jutro ostatni dzień szkoły, potem ferie.
Nie mam planów. Moim planem byłoby ogarnąć się z dietą, ćwiczeniami i sprawami osobistymi.
Ale znając mnie nic z tego nie wyjdzie.
Muszę zbudować mój świat na nowo i skleić wszystkie myśli. Tym razem już bez S. w mojej głowie.
I przysięgam, że jeżeli kiedyś coś. W sensie że S. znowu. Wiecie.
To nie pozwolę mu kolejny raz zburzyć wszystkiego co od teraz buduję.
Pewnie i tak nigdy nic, czy coś. Ale jeżeliby nawet. To nie.
Kto chce fotkę?